poniedziałek, 15 października 2018

Nuda

Nudzę się w tym moim życiu,
W którym cierpienie zastępuje cierpienie
W którym nikt nie zrywa ze mnie ubrań.
Nie bierze namiętnie na kuchennym stole.
Nie szepcze mi do ucha podniecających tekstów.
Nikt nie porywa mnie na koniec świata
Nie wyrywa z szarej rutyny szarej codzienności
Nikt nie pije ze mną wódki w parku
I tylko dają mi kwiaty na grób, w którym leżę wykończona przez nudę

Oferta nie do porzucenia

Dotykałam dłońmi delikatnie Twój ból
Był jak kwiat kwitnący dziko w lesie podczas burzy
Ocierałam z namaszczeniem Twoje łzy
Ustami do Twych ust dostarczałam radość
Byłam ratunkiem w zimną noc
I ochłodą na gorące dni
Szeptałam czule do Twych uszu bajki na dobranoc
Krzyczałam głośno, gdy błądziłeś we mgle
Sprzedałam całą siebie za Twoją obecność
I gdy odejdziesz kolejny raz 
Ze mnie nie zostanie nic

Przyjaźń

Nasza przyjźń ma smak słony
I zapach soli w powietrzu też się unosi
I jest jak jedna z tych potraw zbyt dobrze doprawionych
Co kelner z pytaniem w oczach przynosi

Nasza przyjźń ma w sobie wiele tęsknot niewypowiedzianych
O których nikt prócz nas nie ma pojęcia 
I ma też wiele ran rozdrapanych, 
Których nikt nie pokaże na zdjęciach

Nasza przyjaźń nie boi się końca
Bo koniec niesie nowy początek
Każdego dnia jest nowy wschód słońca
I wraca do nas stary porządek

Nasza przyjaźń jest wybudowanym pomnikiem
Na wszystkie lata naszego istnienia
I chociaż różna za oknem jest pogoda
Każda z nas na swój sposób ją docenia

Nasza przyjźń jest przede wszystkim wolna
Nieskrępowana obowiązkiem czy ciszą
Do ogromnych poświęceń zdolna
Jest tą, o której niektórzy tylko słyszą

Dobry plan

Jestem wdzięczna za tą miłość, którą mam
Za miłość, w której mogę się rozsmakować
Za miłość, która jest stałą w rozchwianym świecie
Jestem wdzięczna za człowieka, który jest moim przyjacielem
Za człowieka, którego bicie serca jest najlepszym środkiem uspokajającym
Za człowieka, który będąc słabym ma w sobie tyle siły aby utrzymać moją rozpadającą się dusze
Jestem wdzięczna za czas, który został nam dany
Za miejsca, które były dla mnie domem
Za bohaterów odgrywających główne role w moim życiu
Jestem wdzięczna Panie Boże, dobrze to zaplanowałeś 

Samotność

Zjada mnie po kawałku
Jak wygłodniałe zwierzę
Rozszarpuje skórę
Krew spływa po targanym konwulsjami ciele
A świadomość nie ucieka
Świat się nie kończy 
Wszyscy patrzą jak pożera mnie samotność
I tylko jakaś mała dziewczynka ruszona dziecięcą empatią kwili w kątku



czwartek, 19 kwietnia 2018

Artystyczny erotyk


Słowem mnie dotknij
Zanurz mnie w zdania
Schowaj między przecinkami

Muzyką mnie ucałuj
Dźwiękiem do rozkoszy mnie prowadź
Głosem swym wpraw moje ciało w drgania

Namaluj mnie od nowa
Ożyw mnie barwami
Uczyń mnie Twoim arcydziełem

sobota, 31 marca 2018

Nie pytaj mnie o to


Zapytana o miłość
Wyglądała na zaskoczoną
Po chwili zastanowienia 
Na lekko zmartwioną
Na końcu, gdy zbierała się w zamyśleniu
Odpowiedziała nie wiem
Odeszła w milczeniu

Martwa miłość na moim biurku

Uschły już czerwone róże na moim biurku
Które nie były dla mnie i nie były od Ciebie
Uschła mi czyjaś miłość przed nosem
A na mnie napadał deszcz
I uczucia we mnie zakwitły
Wtedy zawołałam Cię nieśmiało swoim spojrzeniem
Ale już odszedłeś i pozostało mi tylko patrzeć
Zakochanym wzrokiem na te cholerne martwe róże

Oto moja mała tajemnica


Jestem hipokrytką

Mówię rzeczy, których nie myślę
Robię rzeczy, których nie popieram
Gubię się na tych samych zakrętach
Płaczę... 
...czasami...
 ...kiedy nikt nie widzi,
Kiedy patrzą śmieje się najgłośniej
Tęsknię za prawdą o sobie,
Która powoli przestaje być prawdziwa

Księżyca też szukam


Delikatnie zsunęłam z siebie noc
Odłożyłam na bok sznury gwiazd
I cicho stąpałam za Tobą
Otulając się ciepłem Twojego blasku
Mój księżycu
Oplatający moje nagie ciało
Wypełniający moje puste serce
Całujący czule moje spragnione usta
Nie odchodź
Zostań
Niech to trwa

Poszukiwany ogrodnik

Żebym była Twoja
Musisz rozebrać mnie z lawendy
Wyrwać mi białą różę
Poświęcić dla mnie twą topolę białą
Odzyskać mą dalię, którą utraciłam
I pozbierać dzielżany, które spadły na ziemię
Żebym była Twoja
Musisz uważać na gorczycę rosnącą w moim sercu
Na nagietek, który oplata moje piersi
Na wrzosiec, który zamknął mi usta
Żebym była Twoja
Musisz znaleźć klucz do mojego ogrodu
I pielęgnować we mnie te właściwe kwiaty
Wtedy dostaniesz ode mnie tulipany
Czerwone róże otulą Cię całego
A lipa ochroni nas przed światem


Wiktoriański słownik kwiatów:
*lawenda-nieufność
*biała róża- serce nienawykłe do miłości
*topola biała-czas
*dalia-godność
*dzielżany-łzy
*gorczyca- zraniono mnie
*nagietek-żal
*wrzosiec-samotność
*tulipan-wyznanie miłości
*czerwona róża-miłość
*lipa-miłość małżeńska

Biegający lęk

Nawet nie wiesz ile rzeczy dziennie porusza moje serce
Dzisiaj była to piękna piosenka
I szary obraz dwójki rozmazanych tulących się do siebie ludzi
Dzisiaj byłam delikatna
Tak pod wieczór w okolicach końca butelki piwa
Dzisiaj lęk biegał po moim sercu
Wplatając mi do głowy mnóstwo pytań
Dzisiaj sen obejmował mnie czulej niż jakikolwiek facet
Dzisiaj zakochałam się po raz kolejny w deszczu
Dzisiaj czułam się rozbawiona
Dzisiaj byłam sobą
W końcu
Znalazłam siebie
Żywą
Z kochającym sercem
I kolorowymi marzeniami

Przeciekający smutek

Dzisiaj napadało mi na życie
Trochę smutek zaczął mi przeciekać
A radość podmyło do tego stopnia, że nic z niej nie zostało
Miłość zalało, ale ciągle, jest we mnie
Gdzieś w piwnicy
Pod wodą

Tancereczka

Tańczyłam z diabłem walczyka

Na raz, na dwa i na trzy
Lecz zbyt cicho grała muzyka,
A diabeł okazał się zły

Tańczyłam taniec z aniołem 

Dzień cały może i dwa
Lecz pogubiłam rytm
Tym razem ja okazałam się zła

I teraz już nie tańczę

Bojąc się, że pogubię rytm
Lub ponownego cierpienia, 
Gdy tancerz będzie zły

Choć w sercu mam nadzieję, 

Że jest ktoś taki jak ja 
Kto marzy,choć już nie tańczy
Okaleczony przez lwa

I może kiedyś o świcie

Gdy las będzie szumiał pieśń
Zaprosisz mnie wtedy do tańca 
Na polanie wśród drzew

By w końcu pokonać strach

I lękom powiedzieć nie
By razem mylić kroki
I śmiać się z tego do łez

Zatańczysz?


Pan tańczy
Bo ja nie tańczę
Ja tu siedzę
I czekam
Na kogo?
Długo tu już siedzę
Nie pamiętam
Pan chce ze mną?
A ja z panem nie!
A może...
Niech pan wróci
Ja jednak tańczę
Na pana czekałam

Baobaby - absztyfikanci

* * *
Mały Książe zbyt długo Cię już nie ma
Baobaby podjęły się opieki nade mną
Zamykając mnie w klatce ze swych korzeni
Ich miłość nie daje mi wolności
I duszę się na tej planecie
Gdzie nie ma już Ciebie
Ciągle czekam
Wybacz mi

* * *
Nastąpiła debellacja mojego serca
Gdyż pojawił się pewien absztyfikant
Wróg mój numer jeden
I zaczął mi insynłować, że ja do niego mogłabym poczuć miętę przez rumianek
Tak mnie to zbulwersowało
Że uwierzyłam w te jego farmazony

Wena z miłości


On pisał wiersz o jej wierszach
Ona pisała wiersze w odpowiedzi
I cichutko romansowali
Chłopak ze wsi
Dziewczyna z miasta
Znając tylko swoje poetyckie oblicza
A ja piszę o nich wiersz
W cichą czerwcową noc
Tęskniąc za weną
Którą zakochani czerpią z miłości

Żabka z popsutym zaklęciem

Masz takie dobre serduszko
Delikatne i czułe
A ja już zapomniałam 
Co to znaczy w ogóle

Masz takie łagodne spojrzenie
I wiarę, że możesz coś zmienić
Lecz ja chyba jestem żabą
Której nie da się odmienić

Masz taką swoją nadzieję,
Którą mi odebrano
Zabito, opluto i gdzieś na wieczność schowano

Masz takie ładne marzenia
Nie pamiętam kiedy marzyłam
Siedząc w życiowym grobie
Tam od środka zgniłam

I smutek mnie dopadł wieczorny,
Że spotkałam tylu złych ludzi
Że nikt mnie stamtąd nie wyrwał
W złym momencie obudził

Smutno mi, że jak ludzik z soli
Wlazłam do morza z miłości
I nie mam już ręki i nogi
Gdzieniegdzie wystają mi kości

I żałuję, że kilka lat temu 
Nie stanąłeś na mojej drodze
Bo teraz budzi mnie pustka
A samotność ubieram na co dzień

Nie lubię

Nie lubię dotyku
I szeptu też nie lubię
Nie lubię nagości
Nie lubię mężczyzn z funkcją odchodzenia
Nie lubię kobiet 
Nie lubię kotów
I ludzi, których kocham po cichu
Nie lubię wulgaryzmów kiedy jestem smutna
Nie lubię kiedy mówisz kurwa mać
I rzygać też nie lubię
I płakać nienawidzę
I słabą być 
Samą  być nie lubię jeszcze bardziej
Niż wszystko to co wcześniej wymieniłam

Jestem swoim grabarzem

Tyle śmierci miałam w swoim życiu
Ile kotów ma samotna kobieta
Umarła we mnie ufność - pochowałam ją uroczyście
Umarła we mnie zazdrość ta zdrowa i ta niezdrowa - 
zazdrość pochowałam tak jak się ją zwykle chowa
Umarła we mnie miłość i to było najsmutniejsze - pochowałam
ją szybko by zapomnieć jej odejście
I jeszcze wiele rzeczy umarło i wszystkie, gdzieś pochowałam
I nic nie zmartwychwstało chociaż na to czekałam

Moja niecna intryga

* * *
Nie lubię kiedy mówisz, że jestem dobra
Bo nie znasz mnie wcale
I moich morderczych instynktów też nie znasz
Nie wiesz ile trupów mam w szafie

* * *
Intryga, intrygować, intrygujący
Intryga, zaintrygować intrygującego
Intrygę zakończyć
Intrygujący zaintrygowany przez intrygantkę

* * *
Miałeś kiedyś w duszy taki chaos,
Który zakłócał Ci wszystkie myśli?
Taki niespokojny spokój, którego nie rozumiesz
I czułeś...
Czułeś coś czego nie potrafiłeś nazwać
Miałeś tak?
Bo ja tak mam i gra we mnie muzyka
Ale gra tak głośno i tak cicho,
Że nie potrafię jej usłyszeć
Dlatego często milczę
Bo gubię się sama w sobie,
A co dopiero w świecie rzeczywistym

Epitafium dla klasowych samobójców

Istnieją naprawdę i życie martwe wiodą
Zamknięci w impasie depresyjnych fanaberii
Rozczarowani realizmem
Cichutko umierają raz po raz drwiąc ze śmierci
A jednocześnie pragnąc jej jak leku na całe zło
Delikatni, ze złamanymi duchami
Samotni choć otoczeni ludźmi
Pożerani żywcem przez noc i wypluwani nad ranem
Niezastąpieni, jedyni w swoim rodzaju
Tacy właśnie są
Żywi, lecz martwi klasowi samobójcy
A ja piszę im to epitafium, bo ich martwe życie zasługuje
Na pochwałę

W zimnym powiewie...

Kocham twoje przyprószone problemami ramiona
Które od ich ciężaru chylą się jak gałązki pod śniegiem
I kocham twoje serce z pozoru zamarznięte jak tafla jeziora
Którego dno emanuje ciepłem, o którym nikt nie wie
Kocham twoje lodowate słowa
Które sterczą groźnie na brzegach twojej duszy
I kocham ten czas kiedy się roztapiasz
Chociaż wciąż powtarzasz, że nic cię nie wzruszy
Kocham te zimne powiewy wiatru
Którymi oddajesz mi swoją samotność
I kocham jak malujesz swoje wyznania miłości
Szronem pokrywając moje okno

Miłość na raz i dwa

Na raz
Oczy mam brązowe
Usta nie mają określonego smaku
Moja skóra pięknie pachnie
Piersi nie są duże
Czasami me ogrody kwitną
A czasem ich po prostu nie ma
Nie jestem gruba
Ani zbyt niska
Ani zbyt wysoka
Jestem taka w sam raz
Idealnie komponuje się z Twoim sercem
Moja miłość dopasowana jest do Twojej miłości
Każdym puzzlem tej zawiłej układanki
Więc zaproś mnie dzisiaj do tańca
Bo melodia już gra
A pora jest właściwa
Czasu też jest niewiele
Możemy ze sobą spędzić tylko kilkadziesiąt lat
Nie czekaj

Na dwa
Kocham cię kochać
Lubię cię lubić
Szeptem się staje kiedy do mnie szepczesz
Tulę się do ciebie kiedy mnie tulisz
A czasem nawet próbuję się zgubić
By szukać ciebie kiedy mnie szukasz
Zerkać na twe zerkające oczy
Urzekać ciebie kiedy mnie urzekasz
I trwać od sekundy do sekundy
Aż twa troska bardziej mnie otoczy

Kiedy dramatycznie nie pragnę jest ze mną źle

Dramatycznie pragnę abyś natychmiastowo
Zaczął mnie kochać
Ponieważ tak jest po prostu niezdrowo
Że ja i ty żyjemy bez miłości
Niepodważalne są na to dowody
Że brak tego uczucia jest problemem
Nie dostrzegam w Tobie niezgody
Więc za trzy minuty i czterdzieści pięć sekund
Oczekuje twojego odejścia
Jeśli jednak zostaniesz wymagam od ciebie miłości
Nie lękaj się zmiany podejścia
Wierzę w nasze możliwości

Bo z Twoimi oczami to nie jest taka prosta sprawa

Bo z twoimi oczami to nie jest taka prosta sprawa. Patrzeć w nie za długo nie mogę, bo jeszcze pomyślisz, że czuję coś więcej. Z drugiej strony zbyt krótko w nie spoglądać serce mi zabrania, bo jeszcze nie zauważysz, że czuję coś więcej. I często trwam w takim rozdarciu spoglądając na ciebie ukradkiem, marząc o wspólnych przygodach albo chociaż wspólnej rutynie, która by nas wspólnie zabijała. Dni bywają różne smutne, radosne, zmysłowe, w każdy z nich kocham cię inaczej. Najbardziej lubię te zmysłowe. Myślę, że ty też byś je polubił. W te dni masz wargi bardziej różowe niż zwykle, sylwetkę niczym rzeźba Dawida i niezwykle stęsknione ramiona kochanki twego serca. W te dni pożądam. One czasem przeplatają się z tymi radosnymi, w których po prostu jestem niepoprawną romantyczką. Skrzywdzoną, z dystansem, ale niepoprawnie romantyczną. Wtedy tańczysz ze mną w kuchni kiedy robię dla nas kolację, grasz ze mną w karty na podłodze w salonie śmiejąc się przy tym całym sobą albo milczysz przez dłuższą chwilę tuląc mnie na powitanie. To znaczy nigdy jeszcze tego nie zrobiłeś, ale o tym właśnie marzę kiedy jestem radosna.
Zapomniałam jeszcze napomknąć, że miewam smutne godziny. Czasami przychodzą dwie lub trzy, czasem dwadzieścia cztery, a czasem trochę więcej. Wtedy już nie pragnę, nie pożądam wtedy cię potrzebuję. Słowa, gestu, obecności, uśmiechu, ramion, dłoni, głosu, czułości, oparcia, ciebie. Kiedy nie przychodzisz, a jeszcze nigdy nie przyszedłeś, kocham cię najmniej, lecz smutne godziny mijają, by na następny dzień kochać cię i pożądać znów i znów.

O jesieni all the time

Jesień to taka pora samotności
Z dużymi, brązowymi oczami
Zmarzniętymi dłońmi
I kubkiem ciepłej herbaty z cytryną
To taka pora spacerujących hormonów
Krótre kołyszą serce raz na jedną, raz na drugą stronę
To taka pora, gdzie naga kobieta najczęściej tęskni
A mężczyzna raz po raz umiera na przeziębienie
Jesień to porzucona kochanka, która wspomina barwny związek
I wylewa mnóstwo łez na niewinnych przechodniów
Która wieje wiatrem biednym prosto w oczy
Która każe nam szukać ciepła w naszych domach

Pomiędzy

Czuję się rozbita pomiędzy jedną a drugą szczoteczką. Przemoknięta deszczem, który przytrafia się tak nagle I samotna w te noce, gdy przycho...